Japońskie motocykle podbiły świat. Znaleźć je można pod każdą szerokością geograficzną. Wszędzie są synonimem technologicznej doskonałości. Japońscy inżynierowie słyną z dążenia do perfekcji w każdym swoim działaniu.
Dlatego motocykle z Japonii to pojazdy niemal pozbawione wad. Precyzyjny proces projektowania zakłada m.in. najwyższy poziom bezawaryjności. Zaawansowanie technologiczne przekłada się na doskonałe osiągi i precyzję prowadzenia. Każdy użytkownik ma być zadowolony.
Czy w motocyklu będącym dzieckiem najwyższej jakości techniki można jednak dostrzec duszę? Czym w ogóle jest owa dusza mechanicznej maszyny? To coś, co powoduje, że zaczynamy dostrzegać w pojeździe ludzkie cechy. Chcemy kupować jej prezenty w postaci rozmaitych akcesoriów. Irytuje nas, gdy jest brudna i zaniedbana. Uwielbiamy wpatrywać się w jej urocze kształty.
Japońskie motocykle - Honda to nie Suzuki
Częstym błędem wielu motocyklistów i redaktorów motocyklowych jest wrzucanie wszystkich japońskich marek do jednego worka. Tak, jakby japońskie motocykle różniły jedynie napisy na zbiornikach paliwa. By móc dostrzec ulotne cechy jednośladowych maszyn trzeba umieć zobaczyć ich specyfikę. Jest to możliwe przy odrobinie motocyklowej wrażliwości. Co zatem odróżnia japońskie marki motocyklowe od siebie?
Honda
Honda to marka kojarząca się z niemiecką motoryzacją. Zawiera w sobie wszystko to, czym cztery dekady temu był Mercedes-Benz, a potem Audi. To chłodna mechaniczna doskonałość i ortodoksyjna funkcjonalność. Próżno szukać u Hondy wizualnych fajerwerków i stylistycznych smaczków. Za to czuć wyraźnie, że każda najmniejsza śrubka była obiektem długich przemyśleń inżynierów.
Kupując Hondę, zyskujesz przede wszystkim święty spokój. Wiesz, że serwis będziesz odwiedzał tylko w ramach harmonogramu obsługi. Pewnie niewielu przechodniów obejrzy się za motocyklem ze skrzydłem na zbiorniku paliwa. No chyba że maszyna nosi na sobie dumne barwy Repsola - wtedy jak najbardziej.
Honda nie szokuje osiągami, które mogłyby zagrozić trwałości swych motocykli. Zadziwia natomiast wytrzymałością produkowanych przez siebie pojazdów. By zatrzeć Hondę, trzeba wylać z silnika olej i nalać wody. I nawet ten przepis nie daje gwarancji powodzenia.
Yamaha
Yamaha to japoński odpowiednik samochodów BMW. Nowatorstwo i pionierska technologia zapewnia im niesamowite osiągi. Fascynują niezmiennie kolejne pokolenia fanów przyspieszeń i prędkości. Przyciągają głęboko nacechowaną sportem stylistyką.
Jednocześnie techniczne nowatorstwo potrafi niekiedy płatać figle. Znane są przypadki pewnych potknięć obu marek. Satysfakcja z jazdy rekompensuje to bez reszty, ale obawy przed kosztownymi usterkami pozostają obecne.
Taka właśnie jest Yamaha. Odchudzanie konstrukcji często skutkuje niższą trwałością poszczególnych elementów. Ogromne wysilenie jednostek napędowych owocuje niekiedy destrukcyjnie obciążeniem termicznym. Yamahy to wspaniałe motocykle, przeznaczone jednak dla świadomych użytkowników. Bezrefleksyjne katowanie tych maszyn zabija je szybko i skutecznie.
Suzuki
Suzuki to szczególna marka japońskich motocykli. Kojarzy się jednoznacznie z jednośladami włoskimi. Nie chodzi tu jednak o kwestię stylistyki. Inżynierowie z Hamamatsu nigdy nią sobie specjalnie głów nie zaprzątali. Dotyczy to raczej pewnej charakterystyki motocykli Suzuki.
Motocykl w Suzuki zawsze powstaje w ściśle określonym celu. VS 1400 Intruder, by zrzucić amerykańskich brodaczy z Harleyów-Davidsonów. TL 1000S, by dobrać się do miłośników Ducati. GSX-R 1000, by nie zostawić pola R1. Cel u tego producenta zazwyczaj uświęca środki. Coś czasami drży, coś dzwoni, niekiedy nawet pęka, ale spełnia swoje zadanie. Co to ma wspólnego z motocyklami z Włoch? Ducati też od zawsze miało deptać konkurencję. A że tylna głowica parzy w pośladki… cóż.
Nie wszystko w historii japońskich motocykli z logo Suzuki się udawało. Wierni fani tej marki niechętnie jednak zamieniają ją na inną. Ma ona jakąś magię i specyficzny urok. To ulotne i trudne do opisania, ale pozwala się wyczuć bezbłędnie.
Kawasaki
Kawasaki to jedyna marka japońskich motocykli, która nie kojarzy się z niczym innym na świecie. To zielona, autorska enklawa na motocyklowym rynku. Inżynierowie z tej firmy mają specyficzny stosunek do rzeczywistości. Jeśli tworzą motocykl sportowy, ma być najmocniejszy i najszybszy. To, czy jego użytkownik będzie w stanie utrzymać kombinezon w czystości ich już nie interesuje.
Kawasaki albo się kocha, albo nienawidzi. Pośrodku są właśnie Hondy, Yamahy i Suzuki. Zielone maszyny to jedne z najbardziej bezkompromisowych motocykli na świecie. To pojazdy dla ludzi z dzikością w sercach. Mają nieusuwalny gen szaleństwa. Gdyby pensjonariusze szpitali psychiatrycznych mogli jeździć na motocyklach, na parkingach byłoby zielono.
Powszechnie znane są opinie, że wśród japońskich motocykli to Kawasaki są najbardziej podatne na awarie. Jest to teza równie prawdziwa, jak usprawiedliwienia wygłaszane podczas kontroli radarowej. Jeśli coś należy wyrzucić w krzaki, to najlepiej „znawców-gawędziarzy”.
Japońska dusza motocyklowa
Czy wobec powyższych rozważań można przyjąć, że japońskie motocykle mają dusze? Chłodna doskonałość Hondy zdecydowanie temu przeczy. Natomiast Yamaha potrafi tak dalece zdenerwować swego posiadacza, że chyba rodzaj tego rzeczownika nie jest przypadkowy. W jej przypadku piekielną duszę widać jak na dłoni.
Co z Suzuki i Kawasaki? Tu każdy właściciel niech odpowie sobie sam. Ja, w swoim ZX10R pewien irracjonalny byt wyczuwam.
Piotr Tanalski