„Wspomnienia piszą złotym piórem” - przysłowie japońskie
Pół wieku temu japońskie motocykle dokonały inwazji na amerykański i europejskie rynki. Miały wszystko poza jednym. Nie brakowało im kunsztu technologicznego. Były znacząco lepsze od konkurencji, a jednocześnie znacznie tańsze. Ich bezawaryjność stanowiła nową jakość. Czego więc nie miały?
Motocyklowa legenda
Japońscy inżynierowie nie mogli dać swoim konstrukcjom jednego – motocyklowej legendy. Były czymś, przypominającym dzisiejsze pojazdy chińskie. Motocyklami coraz lepszymi, ale pozbawionymi rodowodu. Drugim biegunem arystokracji typu Harley-Davidson, Triumph, Norton czy BSA.
Dlaczego wspomniany Harley-Davidson przetrwał inwazję japońskich cruiserów? Z jednego tylko powodu. W trudnych latach 80. i 90. odwoływał się desperacko do tradycji, a konserwatywni Amerykanie to kupili. Częste były przypadki palenia na zlotach motocyklowych japońskich maszyn jako uzurpatorów drugiej kategorii.
Japończycy wiedzieli, że motocyklowych legend nie sposób kupić za żadne pieniądze. Koncentrowali się więc na doskonaleniu technologii. Poprawiali osiągi swoich maszyn. Sięgając pułapów niedostępnych dla konkurencji. Świat powoli zapominał o upadłych markach europejskich. Koniec wieku XX należał do japońskiej wielkiej czwórki.
Czy pół wieku to już historia?
Zachodnia historia japońskich motocykli ma już pół wieku. Mniej więcej tyle, ile w momencie dalekowschodniej ekspansji miały właśnie brytyjska i amerykańska. Przez ten czas motocykle z Japonii wpisały się w zachodnią kulturę i tradycję. Wystarczy w chwili melancholii włączyć dowolny klasyczny film z końca XX wieku.
W obrazie „Robocop” Verhoevena pewien bad guy wozi się cudowną Yamahą XJ600. Możliwe nawet, że XJ900 - trwają spory. Niezapomniany Maverick z „Top Gun” dosiada klasycznego GPZ 900 z zielonej stajni Kawasaki. W kultowym „Cool as Ice” raper Vanilla Ice powoził grzechotnikiem Suzuki GSX-R. Tak właśnie wykuwały się legendy.
Pół wieku ostatniej historii zrodziło nową motocyklową arystokrację. Pochodzącą z dumnej Japonii. Otworzyło to przed firmami z Kraju Kwitnącej Wiśni nową drogę. Szlak do zbudowania wspaniałych, nostalgicznych motocykli.
Japońskie motocyklowe neoklasyki
Japończycy dostrzegli fakt, że udało im się stworzyć nową legendę. Wykorzystali to szybko. Nie każdej marce udało się to równie dobrze. Której wyszło to najlepiej? Tu nie będzie zaskoczenia. Oczywiście Hondzie. W 2010 roku pojawiła się CB 1100. Następczyni CB 750 w doskonałym stylu. Tak właśnie należało zbudować spadkobierczynię chwały japońskich jednośladów.
Równie udaną, choć może nieco zbyt futurystyczną okazała się Yamaha XJR 1300. W tym jednak przypadku mamy do czynienia z pewną historyczną ciągłością modelową. Motocykl ten z pewnością nie powstał dla uczczenia przeszłości.
Tego typu objawieniem miał okazać się model XSR. Czy udało mu się to? Niestety nie. Yamaha to firma bardzo mocno zwrócona ku przyszłości. Nie pozwoliła sobie na pełne podporządkowanie się nostalgicznym wzorcom. Patrząc na XSR 900, dostrzega się nieuchronnie niespójności. Zbiornik paliwa z właściwej epoki i rama niemal jak ze Svartpilena?
Inny błąd popełniło Kawasaki w modelu W800. Zbyt głęboko sięgnęło w przeszłość. Inspiracja brytyjskimi klasykami to strzał w kolano. To nawiązanie do cudzej tradycji. Nie na tym ufundowano japońską motocyklową potęgę. Lepszym kandydatem do korony zdaje się Z 900RS. Niestety i w jego przypadku zabrakło zdecydowania u projektantów.
Jak więc powinien wyglądać ten nostalgiczny retro-motocykl?
Jak powinien wyglądać motocykl, który godnie uczciłby tę półwiekową historię? Musiałby zawierać w sobie wszystkie konieczne akcenty. Upamiętniać sobą to wszystko, co zdefiniowało japoński sukces. Mieć wszelkie niezbędne smaczki stylistyczne. Powinien wyglądać tak.
Źródło zdjęcia: motorcyclespecs.co.za
Japońska marka, która jako pierwsza wyprodukuje tak wyglądający motocykl — wygra całą pulę. Każdy element tego pojazdu to opowieść na kolejny tekst. Skąd się wziął? Jak się sprawdził? Dlaczego dziś wykonuje się to już inaczej?
Ta Yamaha XJ 900 to pryzmat ogniskujący w sobie wszystko, co najistotniejsze. A może jest ktoś, kto może udostępnić to dwukołowe cudo Danielowi do testu?
Piotr Tanalski