Tegoroczne zamieszanie związane z "wiadomo-czym" spowodowało, że wszystkie prezentacje najważniejszych motocykli przeniosły się do świata wirtualnego. Z jednej strony to spora wygoda – w tym samym czasie, w domowym zaciszu wszyscy fani motocykli mogą obejrzeć wyczekiwane modele. Z drugiej jednak strony nie ma co się oszukiwać – nic nie zastąpi nam obcowania z realną maszyną, kiedy, poza wzrokiem, mamy do dyspozycji także inne zmysły – dotyk, węch, czasem nawet równowagę. Nie ma co narzekać – tak w tym roku być musi i koniec. Całe szczęście producenci nie zaniedbali prac nad nowymi modelami, możemy zatem podziwiać prawdziwy ich wysyp. Z pewnością przyjdzie czas na to, by każdym z nich pojeździć. Pokusiliśmy się o zestawienie 10 motocykli, które najbardziej nas zainteresowały. Wszystko to modele przyszłoroczne – nawet jeśli premiera odbyła się w tym roku, tak jak BMW R18, czy Aprilii RS660, w katalogach oznaczane są jako "model 2021". Stąd też zaryzykowaliśmy i dodaliśmy do listy nawet te sprzęty, które premiery formalnie jeszcze się nie doczekały.
Ducati Multistrada V4
Najbardziej wypasiona wersja Multistrady to wypięta pierś koncernu. Pod względem technologii obecnej na pokładzie, jest to najbardziej zaawansowany jednoślad w historii marki – system aktywnych radarów, sprzężony z adaptacyjnym tempomatem, cztery tryby jazdy, cztery tryby pracy silnika, działający w zakręcie ABS, Ducati Traction Control, Ducati Wheelie Control… Sporo tego! Multi V4 to także zaskoczenie – ten model zrywa z wieloletnią tradycją rozrządu desmo w silnikach Ducati i wraca do koncepcji klasycznych sprężyn.
BMW R18
Chciałoby się napisać, że model R18 jest takim żartem ze strony BMW, ale to nie byłoby dobre określenie – choć widać tam poczucie humoru, motocykl jest świetnie przemyślany, kłania się tradycji, pokazuje potęgę marki. Pomysł na taki model nazwałbym raczej pozytywną dezynwolturą – producent chce pokazać, że nie boi się zboczyć z głównego nurtu, gdzie ostateczny głos mają już nie księgowi, a ekolodzy. R 18 to ostatni Mohikanin, zapewne jeden z ostatnich przedstawicieli starej szkoły – duży silnik chłodzony powietrzem i olejem, wibracje, i TEN styl...
Suzuki Hayabusa
Formalnie Suzuki milczy o nowej Hayabusie, ale nasze niezawodne źródła nie mogą się mylić – przyszły rok należał będzie do historycznego, jeśli nie kultowego modelu. Rewolucji się nie spodziewamy – w końcu mowa o Suzuki, mistrzu kompilacji sprawdzonych przebojów. Silnik zyska na pojemności, zapewne z powodu konieczności spełnienia normy euro 5. Będzie 1440 cm3 zamiast 1300 cm3. Pojawi się też elektronika ze stajni Hamamatsu, czyli, przede wszystkim, Suzuki Intelligent Ride System (SIRS), na który składa się działający w zakrętach ABS, sześcioosiowy IMU Bosch, trzy tryby jazdy, kontrola trakcji, tempomat, asystent startu pod górę i system kontroli hamowania. Moc nowej Hajki przekroczy zapewne 200 KM.
Aprilia RS 660
Niemałe zaskoczenie – zrobiony niby na szybkości nowy sport Aprilii jest śliczny, fajnie brzmi i – podobno – znakomicie jeździ. Dlaczego na szybkości? Bo do napędu tego jednośladu wykorzystano połowę V4 z RSV4, a konkretnie przednie cylindry. Mimo tego udało się zrobić naprawdę zgrabny motocykl. Jeśli wierzyć nieoficjalnym informacjom, że cena nie przekroczy 50 tys. zł, może być to jeden z najciekawszych modeli w ofercie włoskiego producenta.
Aprilia Tuareg
Cooo, druga Aprilia? A tak! Producent faktycznie się postarał, bo oprócz smakowitej RS660, zdecydował się pokazać również nowego Tuarega, czyli turystyczne enduro. "Pokazał" to może niezbyt trafne określenie – na razie znamy tylko postać motocykla ukrytą w krzakach, ale z całą pewnością nowy Tuareg jest na rzeczy – napędzać go ma silnik z RS 660, a czy powtórzy gigantyczny sukces poprzednika? Segment jest już dość mocno obsadzony…
Benelli QJ1200 GT
No dobra, wiemy, że to średni hit, w dodatku z Chin. Ale! To pierwszy taki luksusowy motocykl tej marki, która, pamiętajmy, pochodzi z Włoch i ma doniosły wkład w historię motoryzacji. Że z Chin? Z tego kraju pochodzi BMW C400X, czy Suzuki GW250 Inazuma. My jaramy się, bo pamiętamy jeszcze czasy, kiedy koreańskie samochody były na rynku pośmiewiskiem. A kto widział nową Kię Stinger? No, tak, że tego.
HD Pan America
Większość komentarzy opisujących walory estetyczne tego motocykla, można sprowadzić do jednego słowa: brzyyyydaaal. Fakt, że w Milwaukee postanowiono połączyć Dr. Jekylla i Mr. Hyde'a w jeden zgrabny organizm, nie mógł pozostać niezauważony. A jednak HD Pan America ma w sobie coś brutalnie fajnego, męskiego. To taki motocyklowy Shaquille O'Neal – wielki, wydawałoby się niezgrabny, a jednak damy się pokroić, że za sterami można się poczuć jak w ulubionych kapciach.
Honda Transalp
To kolejny, po Hayabusie motocykl funkcjonujący na razie jako pogłoska, ale już nie plotka. Po sukcesie Afryki Twin, decydenci Hondy musieliby upaść na głowę, by nie wykorzystać potencjału drzemiącego w legendzie Transalpa. To zawsze był perfekcyjnie zwyczajny motocykl, znakomity kontynuator tradycji Universal Japan Machine. Bezawaryjny, wygodny, wystarczająco dynamiczny, ale przede wszystkim wszechstronny. Jeśli Honda, zgodnie z nieoficjalnymi informacjami, zbuduje następcę na bazie doskonałego NC 750, będziemy pierwsi w kolejce do salonu.
Jawa Classic/ Forty Two
Legenda Jawy zbladła wraz z gwałtownym napływem motocykli japońskich i niemieckich. Poczciwe czeskie maszyny musiały ogłosić odwrót, a firmę przed upadkiem uratowały dwie rzeczy – żużel i kapitał indyjski. To właśnie w tamtym kraju Jawa przez lata ugruntowała swoją pozycję jako ekskluzywny motocykl. Trudno się dziwić – w kraju, gdzie szczytem marzeń był przedpotopowy Royal Enfield, czeskie maszyny musiały uchodzić za wzór niezawodności. Nie bez znaczenia był też fakt, że w Indiach pojemność motocyklowego silnika 350 cm3 to jak w Europie, powiedzmy 2500 cm3. Hindusi z Mahindry odrobili lekcję – nowe Jawy są przepiękne – stylistycznie to krok w tył, ale dokładnie ten krok, o który chodzi. Trudno się dziwić, że sprzedają się na pniu.
Triumph Trident
Pierwszy od lat "niedrogi" motocykl z Hinckley. Na papierze wygląda całkiem nieźle, w rzeczywistości nawet lepiej. Doświadczeni motocykliści nie zachłysną się zapewne mocą 80 KM, pochodzącą z trzycylindrowej rzędówki o pojemności 660 cm3, ani skromnym momentem obrotowym, wynoszącym 64 Nm. Dla początkujących będzie to jednak znakomita, nieco bardziej klasyczna alternatywa dla Yamahy MT-07. Z ceną 35 500 zł ma szansę powalczyć.