Do kawy

Motocyklowe Inspiracje Held: Sardynia

Zielone wzgórza na Sardynii, na środku zdjęcia widoczna kręta droga asfaltowa, ciągnąca się w dal

Gdy motocykl to twoja pasja, a do tego ekscytują cię podróże, to bardzo trudno jest powstrzymać się od planowania wizyty w nowych miejscach. Zwłacza takich, które mogą być rajem dla ciebie, a uśmiech (choć niewidoczny, bo w kasku) nie będzie schodził ci z twarzy. Pomysł na Sardynię pojawił się już na początku roku - całkiem przypadkowo. Do odwiedzenia miały być w zasadzie dwie wyspy ze sobą sąsiadujące - ta włoska i francuska Korsyka.

Niestety nie wszystko mogło się tak potoczyć z różnych powodów. Głównym było to, że wynajmując motocykl zarówno na jednej lub drugiej wyspie nie moglibyśmy przepłynąć z maszyną promem. W związku z czym padło na Sardynię, choć to Korsyka przede wszystkim ekscytowała mnie poprzez jej bogactwo krętych i pięknych dróg. Można się czasem jednak pomylić.

Kręte drogi w Cagliari

Po wylądowaniu w Cagliari pierwszy dzień mieliśmy spędzić jeszcze zwyczajnie, zwiedzając miasto. Okazało się na tyle ogromne, że już pokusiliśmy się o szybszy wynajem motocykla. Zwyczajnie nie wytrzymaliśmy. Zamiast zwiedzać miasto, wskoczyliśmy w motocyklowe stroje i ruszyliśmy południowym wybrzeżem, kierując się na wschód. Po chwilowym deszczu w Cagliari - przywitało nas słońce i... otwarte z zachwytu nasze buzie. Droga szeroka, kręta, z widokami, które nie sposób opisać.

Wyobraźcie sobie, że wyłaniacie się z dzikiej natury i wszechotaczających skał - a waszym oczom ukazuje się skaliste wybrzeże i szerokie plaże w oddali, a wy przemierzacie kilometry drogą tuż obok. Na dwóch kołach. Po otwartych buziach nastąpiły okrzyki radości. Dotarliśmy na plażę nieopodal miejscowości Villasimius i nie myśląc zbyt długo, zrzuciliśmy kurtki, spodnie i buty, aby po prostu, jak dzieciaki, wbiec do (jeszcze wciąż) lodowatego morza. Wracając do Cagliari - wiedzieliśmy, że musimy jeszcze wrócić w to miejsce.

Półwysep Arbatax - warto?

Kolejnego dnia, kiedy musieliśmy już opuścić hotel z bagażami, aby rozpocząć przygodę - ruszyliśmy znów na wschód, ale najbardziej krętą z możliwych dróg, którą z resztą polecili nam przemili panowie z wypożyczalni motocykli. Jechaliśmy zupełnie dzikimi miejscami, gdzie trudno było spotkać większą ilość samochodów, a czasem motocykli. Udało nam się dotrzeć do polecanego przez wszystkich wyjątkowego półwyspu - Arbatax, gdzie mogliśmy podziwiać czerwone skały tuż przy nadbrzeżu.

Zaskakujące było to jak Włosi na Sardynii w bardzo sympatyczny sposób traktują turystów, również tych na motocyklach. Pomagali jak mogli, choć wielu z nich kompletnie nie posługuje się językiem angielskim. O noclegi martwić się nie trzeba - zawsze można znaleźć coś ciekawego. Spaliśmy w Tortoli - uroczym niewielkim miasteczku, które ujęło nas budynkami, ilością restauracji i spacerowymi deptakami, które były oświetlone wieloma latarniami.

Plaże Sarydnii lub ich brak

Następnego dnia ruszyliśmy dalej na północ wschodniego wybrzeża z planem, aby dotrzeć na najpiękniejsze i najbardziej dzikie plaże, z których słynie ta część Sardynii. Zasięg uciekał, GPS wariował i wielokrotnie błądziliśmy, wjeżdżając też w szutrową drogę, gdzie natrafiliśmy na stado dzikich rogatych kóz. Okazało się, że aby dotrzeć na te plaże - niezbędny jest godzinny trekking. My niestety nie mieliśmy takiej możliwości. Wyprawa miała niewielkie ramy czasowe, więc nie tym razem.

Przejeżdżając w południe przez niewielkie miasteczka ciężko było trafić na otwarte kawiarnie lub sklepy, a pizza? Możliwa była do zjedzenia w restauracjach dopiero wieczorem. Wydawało się, że nikt w tych miastach nie mieszka, nie wiele osób można było spotkać. Jednak często też trafialiśmy na siestę. Po drodze spotykaliśmy ogromną ilość motocyklistów z całej Europy. Jak było widać - nie tylko my wpadliśmy na genialny pomysł, aby zwiedzić drogi Sardynii.

Pogoda na Sardynii 

Wschodnie wybrzeże ujęło nas na tyle, że ruszyliśmy jeszcze wyżej, tak aby dotrzeć do Cala Liberotto. Niestety powoli czuliśmy zmęczenie podróżą i chcieliśmy, aby nasze stopy podotykały nieco piachu. W każdym miejscu „ciao, prego" i szerokie uśmiechy. Popołudnie na słońcu i brzegu morza - wynagrodziły zmęczenie oraz naładowały baterie przed podróżą kolejnego dnia. Zatrzymaliśmy się tym razem na kempingu. Sprawdzając prognozę pogody nieco się zasmuciliśmy. Nie była ciekawa. Jednak pozostawało wierzyć, że nie będzie aż tak źle.

Trzeciego dnia musieliśmy przedostać się ze wschodu na zachód wyspy. Jadąc centralną częścią - wybraliśmy kolejne kręte trasy, jednakże jakość asfaltu pozostawiała sporo do życzenia. Dziury, piach, kamienie, i wioska za wioską. Czuć było, że to już zupełnie inna część wyspy. Dotarliśmy do Oristano, ale po drodze zwiedziliśmy jeszcze nuraghi, które są odwieczną tajemnicą Sardynii oraz Tempio di Antas - ruiny świątyni.

Niestety ogromne miasto Oristano przywitało nas deszczem i chłodem. A nawet w jednym miejscu chwilowym gradem. Zmęczeni nie mieliśmy nawet sił na zwiedzanie. Jedynie ciepły posiłek, małe zakupy i do hotelu - prysznic i odpoczynek.

Czujemy niedosyt

Kolejnego dnia wyruszyliśmy już wschodnim wybrzeżem. Ale... przy cudownej ulewie. Nasze nastroje były co najmniej smutne. Przecież nie spodziewaliśmy się, że w maju w śródziemnomorskim klimacie mógłby padać deszcz. Może. Więc powinniśmy być przygotowani na każdą ewentualność. Na szczęście w połowie dnia nieco się rozpogodziło, ale mimo to zachodnie wybrzeże nie zrobiło na nas aż takiego wrażenia, jak wschodnie. Pogoda i to, że jedno z nas niestety złapało „sardyńskie" przeziębienie spowodowały, że skróciliśmy drogę, aby szybciej dotrzeć do Cagliari. Na drugi dzień niestety musieliśmy oddać motocykl. Co nie zmienia faktu, że pomimo zmęczenia i wielu zrobionych kilometrów - wciąż nam było mało i czuliśmy niedosyt.

Sardynia. Zaskakująca, piękna, dzika, tajemnicza. Ale co najważniejsze - pełna niesamowitych krajobrazów i bogata w tysiące kilometrów krętych dróg.
Warto mieć na nią co najmniej tydzień, bo my mieliśmy nieco mniej i zabrakło możliwości, aby dotrzeć w każde miejsce. Bilety lotnicze nie należą do najdroższych, wynajem motocykla jest możliwy bez problemu, a dla nas jest to na pewno miejsc, do którego już wiem, że chcemy wrócić.

Czytaj dalej

Andrea Iannone na torze wyścigowym podczas wyścigu, na niebiesko-żółtym sportowym motocyklu, w kasku HJC
dani pedrosa na konferencji