Czym tak naprawdę jest nowe dziecko Yamahy — motocykl R7? To ubrany w oszałamiająco piękne owiewki, stary dobry znajomy motocyklowy Golf — MT 07. Jaki jest sens budowania tego rodzaju maszyn? Wyjaśniam poniżej.
Kończy się epoka spalinowej motoryzacji. Wielkimi krokami zmierzamy w kierunku pojazdów elektrycznych. Dotyczy to również motocykli.
Sens rozwijania technologii maszyn spalinowych jest dyskusyjny. Ekonomiczne uzasadnienie znajduje tworzenie pojazdów tymczasowych.
Modeli z resursem sprzedażowym obliczonym na pięć, góra dziesięć lat. To motocyklowa dekadencja obliczona na ostatnie lata użytku silników spalinowych.
Czym tak naprawdę jest motocykl Yamaha R7?
Skoro motocykle spalinowe mają odejść do lamusa, czy warto rozwijać projekt R6? Czy opłacalne jest wydawanie ogromnych pieniędzy na zapewnienie mu możliwości spełnienia norm czystości spalin? Oczywiście, że nie.
Żyjemy pomiędzy epokami, a w takich momentach tworzy się rozwiązania tymczasowe. Przebiera się istniejącą technologię w atrakcyjne szaty, udając, że oferuje się nową jakość. Przebrana w owiewki Yamahy R1, stara MT 07 tym właśnie jest.
Yamaha R7 – nowa generacja maszyn sportowych?
Marketingowcy z fabryki fortepianów mówią — macie widelec upside-down o doskonałej charakterystyce. Silnik z wałem crossplane, cechujący się wysokimi wartościami momentu obrotowego. Radialne przednie zaciski hamulcowe z radialną pompą Brembo. Dajemy lekką, sztywną, aluminiową ramę. Pogódźcie się z silnikiem CP2, o mocy 73,5 KM. Na świętego Jorge Lorenzo, serio???
Yamaha R7 – gorąca następczyni R6
Między wierszami marketingowej nowomowy można usłyszeć, że R7 to godna następczyni genialnej R6. Zamień bracie lub siostro stu trzydziestokonną, ważącą 185 kg niebieską wściekliznę na siedemdziesięciotrzykonną, ważąca tyle samo, przerażająca R7.
Jeśli brak ci odwagi, wybierz opcję 35 kW, przeznaczoną dla posiadaczy prawa jazdy A2. Pamiętaj, że powozisz dzieckiem najnowszej technologii budowania motocykli. Miej respekt przed jej możliwościami. Nie pozwól ponieść się emocjom, obsługując manetkę gazu. Miej litość nad sobą!
Motocyklowy kryzys tożsamości
Yamaha R7 to dobry motocykl. Doskonale się prowadzi, jest zwarty i dobrze wyważony. Ma elektronikę średniej klasy, całkowicie wystarczającą w odniesieniu do osiągów pojazdu.
Z pewnością jest w stanie dostarczyć swoim użytkownikom wiele frajdy. Naprawdę ma tyle zalet, że zupełnie nie musiałaby udawać czegoś, czym nie jest. Mogłaby nazywać się Yamaha YSB7 (Yamaha Sport Bike 700 cm3). Wszystko byłoby w porządku.
R7 to ubrana w owiewki legendarnej R1 popularna MT 07. Nadanie tej hybrydzie dumnego oznaczenia „R” jest jak nazwanie Ducati Scramblera mianem Panigale.
Prawdziwa R7 z przełomu wieków była cesarzową torów wyścigowych. Połowę silnika miała wykonywaną z tytanu, 5 zaworów na cylinder i moc określaną na 160 KM. Walczyła w WSBK jak równy z równym z RC-51 i z Ducati. Zabrakło jej szczęścia, by pozbyć się chorób wieku dziecięcego, ale wpisała się doskonale w historię wyczynowych motocykli.
Czyżbyśmy mieli doczekać się w najbliższym czasie nowej generacji R1 z silnikiem BT 1100 Bulldog? A może to już pora przesiąść się na elektryki?